Marzec zapowiadał się tak zwyczajnie.. choć pamiętam, ze na jego początku miałam jakiś przebłysk myśli, jak to się stało, że te pierwsze miesiące roku przeleciały tak szybko? Czas uciekał mi gdzieś pomiędzy palcami. I nie tylko mnie. Po drodze dochodziły do nas słuchy o Chinach, Włochach i nagle bum. U nas, w kraju, to samo. Nadeszła epidemia koronawirusa.

Nastąpiło spowolnienie i zamknięcie. Jak pewnie u wszystkich, gdzieś pojawiły się skrajne emocje. Począwszy od patrzenia na siebie na zasadzie „Wszyscy jesteśmy podejrzani”, po znaki zapytania, czy w sklepach będzie wszystko dalej dostępne? Co z pracą? Co teraz mamy robić?

Zaplanowałam sobie moment na oddech…

A z drugiej strony gdzieś ogarnął mnie spokój i po pierwszym tygodniu snułam cudowne plany, jak to teraz będę się bawić z dziewczynami. Będę nadrabiać czytanie książek. Zacznę pisać swoją. Codziennie rano wstanę by upiec bułki albo chleb. I co z tego wyszło po ponad dwóch miesiącach?

Z tym pieczeniem bułeczek było całkiem nieźle. Może nie codziennie, ale rzeczywiście często rano, by ograniczyć, zwłaszcza w pierwszym miesiącu, wyjścia do sklepu do tych totalnie niezbędnych, wstawałam rano piec bułeczki. Sielanka 😊

Nie lubię nic nie robić, zwłaszcza, gdy coś się dzieje, dlatego dość wcześnie, chyba jeszcze przed zamknięciem szkół zaczęłam pytać dookoła, kto potrzebuje maseczki i szukałam formy do ich uszycia. Zaczęłam od 100 sztuk dla onkologii w szpitalu w moim mieście. Potem doszło do tego zapytanie od jednej z moich klientek, która pracuje na OIOMie dla noworodków w Gdańsku. Tam powędrowało 200 sztuk. A za jakiś czas drugie tyle. Po drodze 30 sztuk dla leszczyńskiego Hospicjum Domowego „Kolory”, na prośbę znajomej również w sumie 70 dla hospicjum i lekarzy z Bielska Białej. Dołączyła jeszcze interna leszczyńska. A w międzyczasie obszywałam też znajomych i rodzinę. W sumie uszyłam w tym czasie ponad 1100 sztuk maseczek. I zaliczyłam przeszyty palec, przez paznokieć. Pierwszy raz w życiu, oj bolało!

szyłam maseczki i przeszyłam palca!
Pierwszy raz zaliczyłam przeszyty palec. Auć! Bolało!
maseczki w produkcji
Maseczki, maseczki…

Maseczki, szpagaty, nocne marki i skandynawskie seriale Netflixa.

Przez 6 tygodni przez siedem dni, bez ani jednej niedzieli przerwy nie przestawałam szyć maseczek. Skończyło się na tym, ze plecy zaczęły mi odmawiać posłuszeństwa, nie wspominając o spuchniętych nogach. Za dużo siedzenia, sama się doigrałam, ale chciałam jak najszybciej skończyć i dostarczyć maski gdzie trzeba. Pamiętam, gdy na Instagramie nagrałam story z pytaniem do trenerów, czy ktoś mógłby zrobić taki trening, co pomoże nie tylko mnie. I odezwała się do mnie Ania Lewandowska, ona jedna jedyna, polecając mi treningi na kręgosłup ze swojej aplikacji. Na Anię zawsze można liczyć. Już nie pierwszy raz udało mi się z nią porozmawiać. Jest to strasznie miłe gdy ktoś, kto zapewne dostaje setki wiadomości dziennie od ludzi, jednak znajduje moment, by Ci pomóc i odpisać.

Aplikacja- genialna rzecz. Wkręciłam się i już drugi miesiąc ćwiczę z Anią. O dziwo, nawet trening 20min daje mi nieźle w kość, ale za to mogłam pochwalić się niezłym szpagatem w powietrzu, którego ładnych parę lat nie udało mi się zrobić. 

Szyłam i szyłam maseczki…

A ja szyłam dalej. Po minimum 10h dziennie. Jednak mając dzieci w domu, nie da się tak łatwo pracować w dzień, bo dla mnie siedzenie dzieci cały dzień przed ekranem jak nie telefonu, komputera to telewizora, to nie zajęcie. Dlatego wymyślaliśmy z mężem co się da, by dziewczyny dużo czasu spędzały w ogródku, albo czytając. Trochę wyszło, trochę nie. Nie wyszło, gdy oboje mieliśmy za dużo pracy do nadgonienia, i kilka dni zawaliliśmy totalnie. Ale staraliśmy się nadrabiać w weekendy, gdzie był totalny detoks od urządzeń. Nawet nasz.  Grunt, że cały czas próbujemy i wymyślamy nowe zadania. Dlatego też szycie, często zaczynałam o 17, gdy mój mąż luzował z pracą, wtedy ja siadałam do pracy i tak do 1 w nocy albo czasem i do 2 nad ranem…Tak się przestawiłam, że dziś zasnąc o 23 to jakiś koszmar. A i wstawanie o 8 lub 9 stało się na jakiś czas normą.

Gdy szyłam, często instalowałam na statywie telefon i puszczałam Netflixa. Kątem oka patrzyłam na film, a raczej bardziej słuchałam niż patrzyłam, zakładając słuchawki na uszy. Obejrzałam ciągiem sporo seriali kryminalnych i co ciekawe. Pewnie bym ich nie znalazła, gdyby nie czysty przypadek i tzw. propozycje po obejrzeniu seriali. Uwielbiam thrillery kryminlne zwłaszcza takie, gdzie wątek okazuje się bardzo nieoczywisty i powiązany z zupełnie inną historią, nieoczywistą na wstępie. Najlepszymi okazały się seriale skandynawskie, nie wspominając o cudnych zimowych widokach w nich, np. Islandii zimą.

Co ostatnio obejrzałam:

– najpierw razem z mężem śmialiśmy się na „Sex education”. Kto nie oglądał, koniecznie musi, chociażby ze względu na boską role Gilian Anderson jako mamuśki seksuolożki.

– Dalej kolejka padła na „Stranger”. Mocno pokręcone, ale czytałam kilka powieści Harlana Cobana i musiałam obejrzeć. Takie to on już pokrętne intrygi pisze.

– Jeśli „Stranger”, to też i „Safe”, również na podstawie powieści Cobana.

– Jak już mówiłam, lubię mroczne i skomplikowane, kryminalne historie. Dlatego następny w kolejce był „Paranoid”. Ciekawa historia z wątkiem leków w tle. Jednak bardzo denerwowały mnie emocjonalne huśtawki i chwilami rozhisteryzowanie między psm a wczesnym klimakterium detektyw śledczej. A poza tym cała intryga bardzo ciekawa.

-„Gdzieś pomiędzy”. Kiedy skończyłam go oglądać, jeszcze kilka dni siedział mi w głowie. Pokazuje co władza i pieniądze potrafią zrobić z człowieka i jak się kryje to, o czym inni chcieliby zapomnieć. A wydawałoby się, ze chodzi tu tylko o wątek seryjnego mordercy. A do tego szczypta czegoś niewiarygodnego i magicznego.

„The Walhalla Murders”- mocny, islandzki serial, którego akcja dzieje się w Rejkiawiku. Tu również przewija się wątek władzy na wysokim szczeblu. Piękne zimowe pejzaże. Nic więcej nie powiem, bo spalę fabułę.

-„Karppi”- finlandzki serial z morderstwem, firmą budowlaną i demonami z szafy w tle. Co ciekawe, bardzo mocno w skandynawskich serialach widać, jak bardzo policjanci trzymają się zasad i nie przekraczają regulaminu, to samo widać w kolejnym serialu:

„Ruchome piaski”– akcja dzieje się w Szwecji, a serial zaczyna od aresztowania dziewczyny, po masakrze w liceum, o którą zostaje oskarżona. Bardzo mocny i dobitnie pokazuje, jak dzieciaki mogą się stoczyć na dno i co może być tego powodem.

Tak, tyle to właśnie seriali obejrzałam. Często była to kwestia obejrzenia ciągiem jednej serii w dwa wieczory robocze, ale przynajmniej nie zasnęłam przy maszynie.

Po tych 1100 maseczkach, pomyślałam, ze czas wrzucić je do sklepu, bo pewnie gdzieś czasem z doskoku ktoś kupi i nie będzie to mój główny produkt sprzedażowy. Bo przecież wszędzie są dostępne.  Tak było przez kilka dni, kilka zamówień, spokojne szycie, zero stresu. A potem jednak rzeczywistość odchyliła się dalej od horyzontu, niż mogłam to sobie wyobrazić.

„Bo ja Panią znalazłam przez Pudelka…”, czyli jak tylnymi drzwiami dostałam się na szerokie oceanu celebrytów wody 😛

Historia miała się tak. Jeszcze na początku pandemii, w marcu, gdy dopiero szyłam pierwsze maseczki, wysłałam kilka sztuk Pani Asi Koroniewskiej i jej mężowi. Z czystej sympatii. Po jednym z postów, gdy to Maciej Dowbor pokazywał na Instagramie,  jak znika papier toaletowy z półek sklepowych, a on na zakupach bez maseczki, bo nie miał.

Pani Asia była zaskoczona moją propozycją podesłania jej kilku sztuk, ale podziękowała serdecznie (zresztą to bardzo sympatyczna dziewczyna, chyba wiecie) i chciała mnie w otagować u siebie w ramach wdzięczności za przesyłkę. Bardzo ją prosiłam, żeby tego nie robiła. Nie dlatego te maseczki wysłałam, by zrobić sobie darmową reklamę. Wręcz przeciwnie, akurat bardzo wtedy nie chciałam wszem i wobec ogłaszać się, że je szyję. Po prostu wysłałam, bo ją lubię i obserwuję, a poza tym bardzo bałam się dzikich tłumów w kolejce po maseczki w szczytowej fazie epidemii, a ja skupiałam się wtedy, by na czas obszyć wszystkie oddziały, które zwróciły się do mnie po pomoc.

I rzeczywiście przez ponad 1,5 miesiąca, chociaż ludzie pytali Panią Asię skąd ma, odpowiadała, że dostała od znajomej z Instagrama. A ja szyłam spokojnie szpitalom. A Dowborów obserwuję na Instagramie od dawna i sami robią tyle dobrego dla ludzi, że tym razem chciałam i ja coś zrobić dobrego dla nich. Nic więcej. I tak też miało pozostać.

W międzyczasie po cichu śmiałam się i cieszyłam widząc Asię w mojej maseczce w filmiku z razem z Adą Fijał i Małgorzatą Kożuchowską na wybiegu w kocach. Zachowałam sobie film na pamiątkę.

Nagły zwrot akcji, czyli

Aż tu na początku maja, wtorek po weekendzie majowym, gdy byłam u weterynarza z psem wracam i nie ogarniam…zamówień na liście kolejka jak stąd do Otwocka. Co jest grane? Pani Asia, wiedząc, że mam maseczki wrzucone do sklepu otagowała mnie w postach i rzeczywiście cały tłum ludzi przywędrował do mnie na zakupy. Pamiętam jeden telefon i rozmowę z klientką, gdy pytałam o rozmiar maseczki dla dziecka, a pani powiedziała mi: „No bo w ogóle, to ja Panią na pudelku znalazłam!”- Słucham, gdzie?- „no na pudelku, bo jak zobaczyłam całą rodzinę Dowborów w maseczkach, to sobie pomyślałam ale fajne, może gdzieś na Instagramie Joanna napisała skąd ma. I tak trafiłam do Pani!”

Wyobrażacie sobie mnie, moje zdziwienie, jakim cudem z Pudelka doszła klientka do mojego profilu na Instagramie? Moja pierwsza myśl. No tak, na krzywy ryj, od tyłu wbiłam się na salony :P- to tak pół żartem.

I tak kolejne dwa tygodnie minęły pod hasłem szycie maseczek. Pierwsze zatrzęsienie już na szczęście minęło, zaczyna być spokojniej, a ja powoli wdrażam działania i przygotowuję się do nowej kolekcji na lato. I zaczęłam czytać…pierwszą książkę „Ostatnia godzina” Anny Bartłomiejczyk i Marty Gajewskiej. Kto nie czytał polecam, zaczyna się bardzo ciekawie, od kataklizmów, ale to nie książka przyrodnicza a powieść z końcem świata w tle.

Podsumowując te dwa miesiące zamknięcia:

  • uszyłam ponad 1500 maseczek, na które zużyłam ponad 80m bawełny i prawie 1000m gumy
  • obejrzałam 8 seriali na Netflixie,
  • miałam tylko 4 dni wolne przez dwa miesiące,
  • upiekłam ok 200 bułeczek i drożdżówek z serem (zapomniałam wspomnieć, ze drożdżówki też piekłam i serniczki), przy czym obdarowywałam nimi mamę i babcię oraz teściów, gdy nadarzyła się okazja,
  • moje produkty przypadkiem odkryłam na Pudelku (:P)
  • zrobiłam szpagat dzięki Ani Lewandowskiej,
  • z czego jestem bardzo dumna – moje młodsza córka wstaje przede mną i przychodzi ubrane do mnie do sypialni z pytaniem, czy już robimy śniadanie (wcześniej do ubierania, trzeba było ją wołać po kilka razy) i przeczytała ok 8 książek ( nie to co mama). Starsza natomiast pilnie odrabia lekcje, też dużo czyta, zwłaszcza komiksy anime.
  • zaczęłam czytać (nareszcie) pierwszą książkę….
  • zrobiłam plan do swojej, Kasia Buk z 27pikseli będzie wreszcie ze mnie dumna 😊

Więc jak widzisz, moje plany na słodki czas kwarantanny rozjechały się daleko i odbiegły mocno od rzeczywistości. Ale nie ma tego złego, warto teraz wyciągnąć z tego dobre wnioski i pomyśleć co poprawić a co zostawić. W końcu przed nami nowa, zupełnie inna rzeczywistość i nowy inny świat.

A jak u Ciebie?